po tym jak dowiedzieliśmy się z Michałem, że trasa maratonu jest dosyć dobrze oznakowana, szybko skombinowaliśmy rowery od znajomych, bo Michała jest połamany, a mój miał jego brat na zawody :) i wyruszyliśmy na trasę, z racji tego że było późno to w lesie złapały nas ciemności, a tylko ja miałem lampkę, było ostro, ciemno i błoto po prostu świetnie :D
z Mateuszem i Michałem pojechaliśmy na Lisią Górę, troszkę zabawy w błocie, a następnie miało być na Słocinę, ale skończyło się na górce chyba w Białej, ale najważniejsze, że znaleźliśmy to co chcieliśmy czyli troszkę ścieżek zjazdowych:D są zdjęcia poniżej i jest też jakiś tam filmik (by Michał):
miało być tylko po mieście, ale jak zwykle z Michałem skończyło się na małej trasce poza miastem, choć znaki mówiły co innego, bo jak się okazało Rzeszów skończył się zaraz przed wjazdem do lasu w Przylasku:D Michał pojechał kompletnie bez przygotowania, ani kasku, ani rękawiczek, a o bidonie nie wspomnę;/ wybraliśmy się do Przylasku ponieważ wkońcu chciałem wypróbować nowy nabytek czyli Bombera 66RV i jak się okazało działal świetnie, ale wymaga minimalnych regulacji;)