dzisiaj wybraliśmy się wraz z Michałem na stok w Babicy, oczywiście nie na narty ;) na początku trasy już w Zwięczycy zastały nas roboty drogowe i musieliśmy je omijać błotnymi objazdami, ale to jeszcze nic w porównaniu z tym co spotkaliśmy pod koniec, czyli 4 km błotnego szaleństwa :D po drodze dwie górki, wyjazd na stok w Babicy i podjazd w Lubeni pod Hotel Splendor, ale dałem radę, choć było ciężko:) pozdrawiam wszystkie dziewczyny, które rozśmieszyliśmy ;) kilka zdjęć by Michał:
Z Michałem po okolicy, najpierw podjazd 17%, który czuję cały czas w nogach, ale podjechałem, później zjazd do Kielnarowej, tam boczną drogą do Tyczyna, tu postój i łatanie dętki w moim kole;/ później już szybko do domu przez centrum:)
mała przejażdżka z Michałem, nie wiedzieliśmy gdzie za bardzo jechać, aż do momentu gdy wypowiedziałem nieopatrznie wypowiedziałem słowa "ostrzejszy podjazd" i Michałowi szybko się ułożyła trasa po okolicznych górkach:) na początku podjazd pod hotel Splendor w Lubeni, chwilkę szczytem i zjazd w dół po czym ostry podjazd pod górę, zastanawiałem się jak tam jest położony asfalt :D na koniec podjazd z Tyczyna na Białą, troszkę to wszystko dało w kość ale jakoś dosyć dziwnie dobrze to przetrzymałem :D kilka fotek i mapa:
wypad z Michałem już po ciemku:) najpierw podjazd na Słocine, przejazd pod nadajnik w Matysówce i zjazd do Tyczyna. Powrót do Rzeszowa przez ul. Kwiatkowskiego, prawie cały czas dużo ponad 30km/h :D przejazd przez miasto i do domu.
przejażdżka z Michałem po okolicznych ścieżkach terenowych, Michał w końcu na swoim w pełni złożonym rowerze, po drodze zrobił jeszcze sesje fotograficzną swojego sprzętu, ja cały czas jeszcze pod wrażeniem mojego bombera :D trasa poniżej, zdjęcia także:)
Merida wraca i to w wielkim stylu :) już dawno mi się tak dobrze nie jeździło, Marzocchi zrobiło swoje :D wybraliśmy się z Michałem w stronę kładki w Boguchwale, która jak się okazało była zamknięta;/ powrót do Rzeszowa, przejazd przez miasto i obczajenie nowego przejazdu pod ul. Krakowską - fajny :D
oj dzisiaj się działo, wycieczka pełna przygód:) najpierw na Słocine, przejazd przez tamtejszy las, następnie skierowaliśmy się na Magdalenkę, troszkę zdjęć krajobrazu i zjazd na Malawę czarnym szlakiem, miało być do domu, ale Michał wymyślił, że niedaleko cmentarza na Wilkowyji jest jakiś szlak, oczywiście zaraz po tym jak go znaleźliśmy, to od razu go zgubiliśmy :D troszkę przedzierania się przez krzaki i wylądowaliśmy na Załężu, później już prosto przez centrum do domu.
z Michałem i jego bratem na górki na Zalesiu, podjazd na górę przy zachodzącym słońcu i zjazd już po zachodzie, piękne widoki :D troszkę nie był to chyba mój dzień na jazdę w terenie więc szybko dałem sobie spokój i mój rower przejął Michał :) podczas powrotu zmieniłem się z nim rowerami i wylądowałem na ostrym kole z fullface'm na twarzy, podobno prawie każdy się oglądał za mną ;)
wyciągnąłem Michała na rower do lasu na Słocine zobaczyć jak tam się trzyma trasa maratonu skandi po deszczach:) to co zastaliśmy na miejscu było lekko mówiąc zaskakujące, rozjeżdżone ścieżki nie dawały za grosz przyczepności o czym przekonaliśmy się zaraz na początku :D Michał nawet zaliczył wywrotkę :) pokrążyliśmy troszkę po okolicy i wróciliśmy do domu:) w drodze powrotnej złapał nas lekki deszcz aby wyprawa była udana:D
po tym jak dowiedzieliśmy się z Michałem, że trasa maratonu jest dosyć dobrze oznakowana, szybko skombinowaliśmy rowery od znajomych, bo Michała jest połamany, a mój miał jego brat na zawody :) i wyruszyliśmy na trasę, z racji tego że było późno to w lesie złapały nas ciemności, a tylko ja miałem lampkę, było ostro, ciemno i błoto po prostu świetnie :D